czerwca 22, 2018

Recenzja książki "Dark Light of Day" autorstwa T.M.Frazier



Tytuł: Dark Light of Day
Autor: T.M.Frazier
Data premiery zagranicznej: 15.09.2013 
(drugie wydanie 02.01.02016)
ilość stron: 313



















"Trying not to Love you, only makes me Love you more" - Nickelback


Przyglądając się z bliska całokształtowi twórczości T.M.Frazier i jej książkom, które ukazały się na rynku polskim, zdziwił mnie fakt, że jej debiutancka powieść The Dark Light of Day została pominięta w wydawnictwie Kobiecym. Jako, że żadna książka tej autorki nie zawiodła mnie do tej pory, z ogromną ciekawością sięgnęłam po nią, zastanawiając się jednocześnie, czy była aż tak kiepska, że nie została wydana w Polsce?!


Mówi się, że jedni są w czepku urodzeni lub pod szczęśliwą gwiazdą, innym sprzyja szczęście. Bohaterom tej książki, został spisany jednak inny, bardziej okrutny los. 
Abby, młoda i bezdomna dziewczyna przeszła w swoim życiu, już przez niejedno piekło. Los doczepił jej łatkę "nie masz na kogo zrzucić nieszczęścia, rzuć na Abby".  Dzieciństwo i całe jej dotychczasowe życie, złamało ją i zawiodło mimo, że pozornie żyje w cywilizowanym świecie. Największy twardziel ugiąłby kolana pod ciężarem okrucieństwa, jakie ją spotkało. Na krótką chwilę odnalazła szczęście u boku swojej babci, by po chwili i to zostało wyrwane z jej życia na dobre.  Jednak Abby jest fighterką i trudno ją zniszczyć na zewnątrz, chociaż w środku, czuje się martwa.

Pewnego dnia, los stawia na jej ścieżce Jake'a, niebieskookiego motocyklistę, ze skórą pokrytą tatuażami. Jeżeli dodam do tego, dobrze zbudowany blondyn z niebieskimi oczami to już wiecie, że tabuny dziewczyn stoją w kolejce, aby zwrócił na nie swoją uwagę. Dźwiga na swoich młodych barkach tragedię rodzinną, która zżera go od środka.  Żyje jak upadły anioł, nie mając swojego miejsca na ziemi, imając się pracy mrocznej i niebezpiecznej.
Te dwie, tak głęboko zakorzenione, złamane dusze, nie mogą być ocalone ani uleczone, jednak coś pcha je ku sobie. Muszą zdecydować czy ten mrok, który noszą w sercu, potrafią nie tylko zaakceptować w sobie nawzajem, ale tym bardziej w nich samych. 


Bo miłość, nie zawsze można odnaleźć, tylko w świetle dnia.



To kolejna powieść autorstwa T.M.Frazier, która nie tylko mnie NIE zawiodła pod względem dobrze napisanej, przemyślanej i głębokiej historii, ale również dostarczyła mnóstwa emocji. Jak to możliwe, że nikt nie polecił tej książki wcześniej, mimo że kolejne tomy twórczości tej genialnej autorki zostały wydane już dawno. Czas naprawić ten błąd!!

" The dark light of day flirted with the horizon, 
peeking out a little at a time."

Akcja tej książki dzieje się w małym miasteczku, gdzie wszyscy dobrze się znają, a populację ludzi można policzyć na "palcach jednej ręki".

Jake i Abby to dwoje młodych ludzi, którzy dopiero co zaczynają funkcjonować w dorosłym życiu. Szczerze mówiąc, zawsze obawiam się książek, w których bohaterami są tak młode postacie. Niejednokrotnie przekonałam się, że autorzy nie mają dużego pola manewru z takimi niedoświadczonymi młodzikami i tworzą postacie naiwne, wręcz głupie i irytujące, a ich zachowania wołają o pomstę do nieba.

Na szczęście, tej książki i tych bohaterów, to nie dotyczy. Autorka genialnie stworzyła postacie, dając im nie tylko dużą wyrazistość, ale również bardzo okrutne, wręcz bestialskie doświadczenie w dzieciństwie. To ukształtowało ich, jacy są dzisiaj, mimo bardzo młodego wieku.












Czy dwie tak dogłębnie rozdarte dusze, mogą funkcjonować i przetrwać na tym świecie? Mało tego, czy zdołają zbudować wspólną przyszłość??

Od początku książki w to nie wierzyłam, a z każdą kolejną stroną, każdym kolejnym rozdziałem mój optymizm topniał jak kostka lodu w upalny dzień. Były momenty w książce gdzie wszystko zaczynało dobrze się układać. Abby i Jake'a przyciągała do siebie niewidzialna moc, jakby dwie zranione dusze rozumiały się bez słów. Odnajdywali w sobie mrok, który stawał się dla nich nawzajem światłem. Pierwszy raz w życiu obdarzyli kogoś zaufaniem i otwarli swoje rany. Ich związek dojrzewał powoli, przełamując bariery, które  sami wznieśli naokoło swojego serca. Jednak i to szybko okazało się być tylko pozornym szczęściem. 
Autorka daje nam w książce takiego kopa emocji, że dawno już tylu nie przeżyłam na raz. Chcesz przewidzieć co wydarzy się na następnej stronie, myślisz że rozgryzłaś myśli Frazier?? Nie, to się nie wydarzy w tej książce. Tutaj akcja goni akcję, a nieszczęścia pchają się drzwiami i oknami. Czy doczekamy się jednak happy end'u? 


"Walking with a friend in the dark is better than walking alone in the light "

Ta historia jest genialna. Znalazłam w niej wszystko, czego szukam w książkach. Wartka akcja płynie tutaj tak szybko i równie szybko zmienia się bieg wydarzeń, że niejednokrotnie zbierałam szczękę z podłogi, a łzy same cisnęły się do oczu.
Nie zaliczyłabym jej do typowych romansów, czy powieści erotycznych. Zresztą żadnej powieści tej autorki, nie można tak zaszufladkować, a emocje są jak na prawdziwym rollercoasterze.
Jak zwykle możemy liczyć na bogate, przemyślane opisy, w których czytelnik, bez problemu wyobraża sobie opisywany świat lub sytuację i nie ma wrażenia, jakby coś nie zostało dopowiedziane. Do tego dochodzą świetne dialogi i tak bardzo dopełniające całość,  postacie drugoplanowe.
Muszę tu wspomnieć o bohaterze, a raczej antybohaterze, który odgrywa dużą rolę w książce. To Owen, chłopak z dobrego domu, który od dziecka ma wszytko czego dusza pragnie. Zapragną on jednak czegoś, czego mieć nie mógł i to posypało całą lawinę wydarzeń, o których po prostu musicie przeczytać.

Ja jestem zachwycona tą książką!
T.M. Frazier jest utalentowaną pisarką i wiem, że nie zawiedzie mnie żadną swoją książką co pokazała nawet w swoim debiucie, który dla mnie jest majstersztykiem.

Do "Dark light of Day" autorka napisała dalsze losy bohaterów w krótkiej noweli
"Dark Needs"





Będzie mi również bardzo miło jeżeli dodasz mój blog do obserwowanych:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Bookmarks by Jasmina , Blogger